W kontekście tzw. fotografii cyfrowej często podnoszony jest problem trwałości zapisu (nośnika) ... takich problemów jest dużo więcej. Nie chodzi tylko o zapis cyfrowy, ale np. analogowy zapis magnetyczny, czy rysikowy zapis dźwięku na bębnach woskowych.
Wydaje się, że najtrwalszy jest zapis na papierze. Wg. aktualnych szacunków wydruk z atramentowej, pigmentowej drukarki ma gwarancję niezmienności kolorów, kontrastów i ostrości przez 300 lat. Naświetlarki fotograficzne mają podobno więcej ale nikt nie podaje konkretnych danych. W porównaniu - moje odbitki kolorowe wykonane w latach 80tych już straciły drastycznie kolory. Nieco tylko później wykonane odbitki w laboratoriach Kodak w procesach wysokotemperaturowych także “puściły” z barw w zaskakująco dziwnym kierunku - utraty półtonów. Wygląda to nieco tak jakby z obrazu o 1024 kolorach zrobił się obraz 128 kolorowy. Negatywy kolorowe obrabiane przeze mnie w procesach niskotemperaturowych padają jak muchy (maska, kontrast, ostrość). Wyraźnie lepiej jest z negatywami kolorowymi obrabianymi w laboratoriach w procesach C41 ... ale najstarsze wykazują zmiany. Natomiast - co nieco szokujące - slajdy które wywoływałem sam (ORWO - procesy niskotemperaturowe) mają się nadal doskonale bez względu na wiek (ponad 30 lat) ... nie wspominając o przeźroczach wywoływanych w laboratoriach w procesach E6.
Dla kontrastu - negatyw BW 6x6 (z aparatu DRUH) wywołany przeze mnie 45 (o rany!) lat temu puścił z kontrastu i ostrości (wnioskuję to z odbitki stykowej) ale generalnie ma się nieźle. Po zeskanowaniu można z nim zrobić dalej wszystko. Z drugiej strony negatywy (też mojego autorstwa) 10x12 cm wydają się praktycznie nietknięte ale nie mam tutaj skali porównawczej bo nie zachowały się odbitki. Kontrast jest słaby ale w tych czasach FOTON nie robił rewelacyjnych materiałów ... delikatnie mówiąc.
Jaki zatem wniosek jak do tej pory? Aktualne doświadczenia wskazują, że tylko fotografia BW i tylko fotografia wielkoformatowa lub przeźrocza.
Czytając o początkach fotografii śmieszą mnie nieco spory tych lat pomiędzy garstką entuzjastów fotografii i rzeszą artystów malarzy którzy wyśmiewali ten nośnik przekazu artystycznego zarzucając mu przede wszystkim całkowitą nietrwałość. Patrząc jednak na ujmujące, nadal silne w wyrazie reprodukcje zdjęć/odbitek (choćby z muzeum Ludwig z Kolonii) wykonanych ponad 200 lat temu można dojść do wniosku, że to co widzimy teraz nie ma nic wspólnego z tym co się stanie za parę ... paręset lat.
Jedną z niekwestionowanych zalet fotografii jest niczym nieograniczona możliwość rozprzestrzeniania się. To nie negatyw, a odbitka jest efektem końcowym pracy fotografa ... a odbitek można zrobić tysiące i nie będzie to reprodukcja obrazu czy wręcz jego falsyfikat ... a to samo dzieło fotografa w tysiącach kopii - bo właśnie taki jest język fotografii.
Biorąc pod uwagę właśnie możliwości rozprzestrzeniania się to fotografia cyfrowa ma je jeszcze większe. Poza dokładnie tymi samymi formami co tradycyjna, fotografia cyfrowa (a w zasadzie zapis cyfrowy) ma do dyspozycji tysiące serwerów, płyt CD, DVD itd. Oczywiście - tradycyjny wydruk czy publikacja książkowa jest nadal niezastąpiona ale przecież to jest dla fotografii cyfrowej tylko jedna z możliwości.
Ale się rozgadałem - zaraz zacznę o zmianie w mentalności i warsztacie fotografa ... ale jednak wróćmy do zasadniczego wątku.
Jak na razie to jeżeli chodzi o trwałość to ludzkość doskonale radzi sobie jedynie z odpadami. Te są wieczne. Już nie będę opowiadał o odpadach nuklearnych - ale wystarczy, że wspomnę o tzw. "reklamówkach". Może zatem nieograniczona trwałość zapisu cyfrowego leży gdzieś w jakimś bezpiecznym atomie? Zobaczymy - póki co ja utrzymuję zasoby na kilku dyskach i płytach DVD/CD ... no i oczywiście w Galerii. Slajdy i negatywy skanuję - choć nie ma szans abym je wszystkie zeskanował - ze względu na brak czasu i/lub ogromne nakłady.
Kończąc ten przydługi wywód chciałem zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt. Zaletą fotografii cyfrowej - pomijając wszystko inne - jest mała szkodliwość w odniesieniu do środowiska. Hektolitry chemii fotograficznej wylewanej do rzek przez dziesiątki lat chyba coś już nabroiły. Sam się do tego przykładałem (i przykładam), a sam wpadłem w osłupienie jak w ostatni piątek wywaliłem z piwnicy do kosza na śmieci dwa ogromne pudła (w sumie ok. 50kg) chemii fotograficznej (nieco przeterminowanej - w kilku przypadkach ważność do 1974) ... znowu kilka rybek nie wytrzyma.
Jest jeszcze coś z czym mimo wszystko należy się liczyć. Wielkie muzea wystawiają tyle zdjęć co aktualnie byle pstrykacz robi w rok, a uznane i renomowane kolekcje liczą tyle zdjęć co bez wysiłku robimy w kilka lat. Oczywiście nawet nie myślę o aspirowaniu do wystawienia mojego zdjęcia w muzeum (bo wtedy trwałość takiego zdjęcia byłaby zapewne wieczna :-;) ale zastanówmy się może nad tym dlaczego trwałość jest dla nas ważna? Wiecznie żyć nie będziemy, czy zatem chcemy coś zostawić dla potomnych? Czy mamy w ogóle prawo liczyć na to, że potomni zainteresują się naszymi zdjęciami? Czy nasze dzieci będą miały czas i ochotę aby oglądać robione przez nas zdjęcia? Czy w ogóle je to zainteresuje, czy będą robić własne 4D filmy i obrazy i oglądać je wspólnie z ich żonami, mężami, dzieciakami? Jak często i czy w ogóle oglądamy albumy rodzinne? Ile zdjęć rodzinnych - nie zrobionych przez nas - mamy w pamięci?
Fascynujemy się własnymi zdjęciami, przezywamy, komentujemy, wyrażamy emocje, cieszymy się gdy komuś podoba się nasze zdjęcie. I świetnie - róbmy tak dalej. Nie martwmy się o wieczną trwałość naszej pracy - wystarczy trwałość jaka jest
... a najlepszy aparat to taki, którym w naszym mniemaniu robimy udane zdjęcia.