Do aparatu LEICA M10 zdecydowałem się na zakup oryginalnego futerału tego producenta. Nie był jakoś szczególnie drogi i w zasadzie dodawany prawie jako bonus. Jego podstawowe cechy, które okazały się bardzo użyteczne to:
- Funkcja "gripu". Specjalna wypukłość na futerale w odpowiednim miejscu wyraźnie podnosi ergonomię uchwytu i zapewnia stabilność
- Pełna ochrona ekranu wyświetlacza z prostą możliwością jego szybkiego odsłonięcia.
- Solidna wręcz "gruba" okładzina stwarzająca uzasadnione wrażenie solidności.
- Mocne mocowanie futerału do korpusu aparatu.
Pewną wadą tego rozwiązania, wynikającą w zasadzie z konstrukcji aparatu, jest konieczność demontażu futerału aby dostać się do dekielka na spodzie korpusu pod którym znajduje się bateria i karta pamięci. O ile nie ma innej możliwości wymiany baterii po utracie energii to do samych zdjęć (zasobów karty) można się dostać także za pośrednictwem aplikacji LEICA FOTOS.
W porównaniu z tym futerałem producent zaproponował dla LEICA M11 rozwiązanie wyglądające dużo "mizerniej". Okładzina jest dużo cieńsza ale chyba największą wadą (poza dużo wyższą ceną) jest brak ochrony ekranu aparatu oraz brak pseudo-gripu (bardzo się do tego przyzwyczaiłem).
Czy są jakieś zalety? No są - ale nie są to zalety samego futerału tylko konstrukcji aparatu M11. Po pierwsze przez otwór na spodzie przy nawet zamkniętym futerale możemy włożyć kabel USB-C i ładować baterię czy transportować obrazy do komputera.
Po drugie - na spodzie futerału znajduje się uchylna klapka, przez którą możemy wymienić kartę pamięci jak i samą baterię. Niestety w M11 zrezygnowano z odwiecznej klapki na spodzie korpusu przez którą od wieków ładowało się negatyw. Niestety dla tradycji, ale dobrze dla funkcjonalności. Po wewnętrznej stronie klapki znajduje się też mała kieszonka na kartę SD.
Na koniec dodam jeszcze, że futerał M11 w sumie trzeba z dość sporym wysiłkiem wciskać na korpus.