Fotografowanie aparatem POLAROID to ogromna przyjemność i swego rodzaju powrót do przeszłości. Pamiętam jak usłyszałem w czasach "dawno minionych" o fotografii natychmiastowej Polaroid-a uznałem, że to jakieś nieporozumienie. Dlaczego? No bo po co komu aparat który robi jedno zdjęcie pozytywowe bez możliwości realizacji większej liczby odbitek? Jak takie zdjęcie rozdać rodzinie i znajomym? Jak zrobić duże powiększenie? Oczywiście można było robić reprodukcję zdjęcia Polaroid używając np. aparatu z filmem małoobrazkowym 135, tylko po co - nie lepiej od razu zrobić zdjęcie na dowolnym negatywie? Oczywiście Polaroid produkował też materiały, które wywoływały odbitkę docelową klasycznie i nawet zostawiały negatyw z możliwością wykorzystania, ale to już była nieco fotografia "cyrkowa". Tak naprawdę podstawowym problemem było to, iż aparaty Polaroid były w czasach PRL po prostu niedostępne i piekielnie drogie. Więc przy moim ówczesnym budżecie temat nie istniał. Marzenie oczywiście pozostało i to co w moim przekonaniu było największą wadą fotografii natychmiastowej okazało się faktycznie największą zaletą tego typu fotografii. Polaroid jak i inne podobne rozwiązania (a w zasadzie jedno - Fujifilm Instax) to jedyna prawdziwa fotografia analogowa. To jedno prawdziwe zdjęcie, bez retuszu, obróbki i powielania w dużej ilości kopii. To coś jedynego i unikalnego - prawdziwa dokumentacja chwili. Jedynego momentu.
No tak. Tylko jakimi środkami technicznymi dysponujemy?
Poza samym sprzętem (np. I-2) znaczenie oczywiście mają materiały światłoczułe Polaroid, które firma nazywa "filmy". W klasycznej nomenklaturze "film" musi mieć perforację, a nie być materiałem, który podczas wysuwania z aparatu uwalnia chemię i realizuje odwracalny proces wywołania na "kartoniku" o rozmiarach 107x88mm. Ale zostawmy ten temat. Przyjrzyjmy się kilku przykładom jak zachowują się filmy Polaroida.
Pierwszy przykład to zdjęcia wykonane we wrześniu 2024 wiekowym Polaroidem SX-70 Land Camera, na materiale kolorowym z datą produkcji 05/2024. Czyli jest to produkt w teorii w 100% sprawny, bowiem Polaroid zakłada, że filmy zachowują swoje właściwości przez rok od daty produkcji, przy oczywiście odpowiednim przechowywaniu (jak każdy materiał światłoczuły - w lodówce). Czułość filmu SX-70 to 160ASA.
Ekspozycję wykonania zdjęć ustalał aparat swoim wbudowanym światłomierzem. Uznałem, że pierwsze zdjęcie jest za ciemne, zatem dla drugiego przekręciłem pokrętło regulujące korekcję w stronę jaśniejszą o jeden stopień (prawdopodobnie 1EV). Jak widać drugie zdjęcie jest prześwietlone. Tutaj korekcja była zupełnie niepotrzebna. To można było robić dla pierwszego zdjęcia. Czy mogłem to przewidzieć? Raczej tak - filmy Polaroid nie są subtelne jeżeli chodzi o kwestie półcieni.
Kolejne dwa zdjęcia wykonałem aparatem I-2 z użyciem lampy w trybie automatycznym. Zastosowałem film czarno-biały wyprodukowany w lutym 2024. Zdjęcie wykonywane były w trudniejszych warunkach. Pochmurny dzień i niezbyt mocne, wieczorne światło.
Zmniejszyłem ekspozycję o 1/3EV co wynika z poprzednich testów. Ale zdjęcia są prześwietlone. O ile pierwsze można uznać za akceptowalne, choć chodziło mi o pokazanie wnętrza budki dla ptaków, to drugie jest całkowicie niezgodne z zamysłem. Chciałem sfotografować kwiat róży na pierwszym planie. Ostrość została ustawiona właśnie na ten obiekt ale ekspozycja całkowicie zniszczyła detale. Zatem użycie lampy przy tej samej korekcie (-1/3EV) nie podziałało dobrze. Zdjęcie jest nieudane.
Powyższe dwa zdjęcia wykonane są mniej więcej z tego samego miejsca. Pierwsze w trybie automatycznym, bez lampy z korekcją ekspozycji. Drugie w trybie całkowicie manualnym, z zewnętrznym pomiarem światła przy założeniu znamionowej czułości filmu 640ASA. Pierwsze zdjęcie jest poprawnie naświetlone ale całkowicie eliminuje detale pierwszego planu (kwiatów róży - na marginesie różowych). Drugie zdjęcie jest dużo bliższe zamysłowi i pokazuje nieco detali kwiatów.
Kolejne dwa zdjęcia pokazane wyżej są podobne w realizacji i trudno określić, które z nich jest lepsze. Ogólnie ładniejsze wydaje się zdjęcie wykonane w trybie ręcznym, ale oba zdjęcia gubią detale małego kwiatka wyrastającego z iglastych gałęzi.
To wydaje się być jedyne udane zdjęcie w tej sesji. Wygląda, że sukces spowodowany jest przede wszystkim odległością od fotografowanego obiektu bowiem wynosiła ona ok. 1m.
Jakie z tego wynikają wnioski?
Filmy Polaroid nie radzą sobie z trudnymi warunkami oświetleniowymi i półcieniami. Nie są gigantami fotografowania "widoczków" i pejzaży. Stosowanie lampy błyskowej (podobnie jak w przypadku klasycznego filmu np. małoobrazkowego) "przepala" fotografowany obiekt. Korekcja ekspozycji w przypadku I-2 ma sens dla zdjęć bez lampy. Obiekty fotografowane z bliska wychodzą dobrze co w zasadzie nie jest niczym dziwnym bowiem Polaroid tak twierdzi od lat.
No tak. Popatrzmy jednak na to zdjęcie:
Wykonane jest aparatem SX-70 Land Camera o zachodzie słońca. Można zatem powiedzieć, że w trudnych warunkach oświetleniowych przy świecących od odbijanego, mocnego słońca kolumnach. Widać cienie i widać światła. Trochę to przeczy powyższym wnioskom dotyczącym I-2. Trudno założyć, że bardzo stary SX-70 lepiej sobie radzi z pomiarem ekspozycji. Natomiast można sobie zadać pytanie czy aby mniej czuły film SX-70 nie ma lepszej charakterystyki niż I-Type?
Zdjęcia skanowane EPSON V750 bez korekcji barwowej na każdym etapie obróbki.